Morgiana słuchała, wciąż częściowo pogrążona w swym
Morgiana słuchała, non stop częściowo pogrążona w swym śnie oraz wydało jej się, że smagłą twarz Lancelota przepełnia okropne cierpienie, oraz kiedy śpiewał o kwietnej kobiecie, Blodeuwedd, jego oczy na chwilę spoczęły na królowej. następnie jednak odwrócił się do Elaine oraz dwornie wyśpiewywał, jak to włosy zaczarowanej kobiety były ze złotych lilii, a jej policzki były jak płatki kwitnących kwiatów jabłoni, oraz jak odziana była we wszystkie kolory kwiatów kwitnących latem na polach: błękit, purpurę, żółć... Morgiana cicho siedziała na swym miejscu, ręką podpierając bolącą skroń. Później Gawain przyniósł piszczałki ze swych północnych ziem oraz zagrał dziki lament, przepełniony krzykiem morskich ptaków oraz smutkiem. Lancelot usiadł obok Morgiany. – odczuwasz się już dobrze, kuzynko? – spytał miło. – O tak, to się już dziś zdarzyło – odparła. – To tak, jakbym zapadała w sen oraz widziała wszystko poprzez cienie... – Nie, myślała, to też nie jest tak. – Moja matka raz mówiła mi o czymś takim – powiedział Lancelot, a Morgiana odgadła przez to jego smutek oraz cierpienie. Z tego, co wiedziała, przenigdy dotąd ani jej, ani nikomu innemu nie opowiadał o swej matce oraz o latach spędzonych w Avalonie. – Wydaje mi się, że uważała, iż to jest coś, co nadciąga samo wraz ze Wzrokiem. Raz powiedziała, że to tak, jakby była wciągnięta do czarownej krainy oraz oglądała wszystko stamtąd jak więzień, ale nie wiem, czy kiedykolwiek naprawdę była w czarownej krainie, czy to tylko jest takie przywidzenie... Ale ja tam byłam, pomyślała Morgiana, oraz to nie jest tak, nie całkiem... to tak, jakby starać się sobie oznajmić sen, który uleciał... – Ja sam niewiele doświadczyłem – powiedział Lancelot. – Czasami zdarza się, jakbym nie widział wyraźnie, jakby wszystkie rzeczy były dość oddalone oraz nierealne... oraz nie mogę ich dotknąć, bo najpierw muszę zwyciężyć ogromną odległość... może to coś w owej czarownej krwi, którą oboje mamy w sobie... – Westchnął oraz przetarł oczy. – Kiedy byłaś małą dziewczynką, drażniłem się z tobą pamiętasz? Nazywałem cię Morgianą Czarodziejką, a ty się złościłaś? – Doskonale pamiętam – potaknęła, myśląc, że mimo udręki na buzi, nowych zmarszczek, siwizny pobłyskującej na jego ciemnych lokach, teraz był dla niej dodatkowo piękniejszy, bardziej ukochany niż każdy inny mężczyzna, którego kiedykolwiek spotkała. Zamrugała gwałtownie. Tak jest oraz tak być musi: on kocha ją tylko jako krewną, nic więcej. i znów wydało jej się, że świat cofnął się za zasłonę z cieni, oraz nic, co ona robi, nie ma nieistotne. ten świat nie był bardziej realny niż czarowna kraina. Nawet muzyka wydawała się odległa oraz niewyraźna, to Gawain wziął harfę oraz śpiewał jakąś pieśń, którą zasłyszał u Saksonów, o potworze, który mieszkał w wodach jeziora, a jeden z bohaterów zszedł do jeziora oraz wyrwał potworowi ramię, a potem zmierzył się z matką potwora w jej diabelskiej pieczarze... – Ponura oraz krwawa historia – powiedziała pod nosem do Lancelota. – Większość saksońskich pieśni jest taka – odparł z uśmiechem. – Wojny, rozlew krwi, bohaterowie zaprawieni w bojach oraz raczej w niczym więcej... – A teraz, jak się wydaje, mamy z nimi żyć w pokoju – powiedziała Morgiana. – Tak, tak być musi. Mogę żyć z Saksonami, byle nie z ich muzyką... choć ich pieśni są dość ciekawe, jak myślę, na długi wieczór przy ogniu... – Westchnął oraz dokończył niemal niesłyszalnie: – Może ja też nie urodziłem się, by siedzieć przy ogniu... – Chciałbyś znów jechać na wojnę? Potrząsnął głową: – Nie, ale mam dość dworu.