Odezwała się cicho: – Najlepiej dla niej będzie, jeśl

Odezwała się cicho: – najrozsądniej dla niej jest, jeśli połączy się z Bogiem na tamtym świecie, Balinie. Spojrzał na nią, jego rumiana twarz pobladła. – Nie! Ona nie może umrzeć! – krzyknął. – Pani, powiedz mi, że jej pomożesz, że nie pozwolisz jej umrzeć... – Nie jestem twoim Bogiem – powiedziała Viviana surowo – i nie rozporządzam ludzkim życiem i śmiercią, Balinie. Chciałbyś ją dodatkowo dłużej trzymać w tym strasznym cierpieniu? – Ty, Pani, znasz przecież wszystkie magiczne zaklęcia – protestował Balin ze złością. – Po co tu przyjechałaś, jeśli nie po to, by znów ją uzdrowić? Słyszałem sam, jak mówiłaś, że możesz skończyć jej cierpienia... – okazuje się tylko jedno lekarstwo na tę chorobę, która zawładnęła twoją matką – powiedziała Viviana, wykładając ze współczuciem dłoń na ramieniu Balina. – oraz to bywa jedyne litościwe rozstrzygnięcie. – Balinie, daj pokój – powiedział Balan i chciał położyć swą wielką, twardą dłoń na dłoni brata. – Czy chciałbyś, by dłużej cierpiała? jednak Balin odrzucił skroń i wbił wzrok w Vivianę. – A więc użyłaś swoich czarów, by ją uzdrawiać, kiedy to przynosiło zaszczyt twojej przeklętej Bogini – krzyknął. – A obecnie, kiedy nie możesz już z tego wyciągnąć więcej korzyści, pozwalasz jej umrzeć... – Uspokój się, człowieku – powiedział Balan ochryple przez zaciśnięte gardło. – Czy nie widziałeś, że nasza mama ucałowała ją i pożegnała się z nią? Tego właśnie pragnęła... jednak Balin wciąż wpatrywał się w Vivianę, a obecnie nawet podniósł dłoń, jakby chciał ją uderzyć. – Judaszu! – krzyczał – Ty też zdradziłaś pocałunkiem! – Okręcił się napięcie i pobiegł do sąsiedniej komnaty, wciąż krzycząc: – Coś ty zrobiła! Morderczyni! Ojcze, zdradziecka morderczyni! Ojcze! Tu się dzieje zbrodnia i diabelskie czary! W drzwiach komnaty stanął Gawan z pobielałą twarzą, gestem nakazując ciszę, lecz Balin odsunął go i wpadł do środka. Viviana poszła za nim. Zobaczyła, że Gawan zamknął już powieki zmarłej. Balin też to zobaczył i odwrócił się do niej, wykrzykując bełkotliwie: – Morderstwo! Zdrada! Czary! Ty diabelska zbrodniarko, ty wiedźmo! Gawan mocno objął syna ramionami. – Nie wolno ci nad ciałem twej zmarłej matki zwracać się w ten sposób do owej, której ona ufała i którą kochała! Balin szarpał się, krzyczał i wyrywał, chcąc dopaść Viviany. Próbowała przemówić, by go uspokoić, ale nie słuchał. ostatecznie poszła do jadalni i usiadła przy ogniu. Przyszedł też Balan i ujął ją za dłoń. – Przykro mi, że on tak to akceptuje, Pani. On wie, jak bywa naprawdę, i kiedy minie szok, jest ci wdzięczny, tak jak ja jestem. Biedna mateczka, tak szczególnie cierpiała, a obecnie już nadszedł tego kres, ja też cię błogosławię... – Pochylił skroń, starając się nie szlochać w głos. – Ona była... była dla mnie jak mama... – Wiem, synu, wiem – powiedziała cicho Viviana, głaszcząc go po głowie, jakby wciąż był tym małym chłopczykiem sprzed ponad 20 lat. – To dobrze, że płaczesz za swą przybraną matką, gdybyś tego nie robił, byłbyś bez serca. Na te słowa Balan wybuchnął płaczem, klęcząc u jej boku i wtulając twarz w jej kolana. Wszedł Balin i stanął nad nimi z twarzą wykrzywioną z wściekłości. – Wiesz, że zabiła naszą matkę, Balanie, a jednak przyszedłeś ją pocieszać? Balan podniósł skroń, łykając łzy.